Witam serdecznie!
Blogi, blogerki, moda na pisanie, dzielenie się życiem, pomysłami, radami. Wirując po internecie, czytając wpisy, oglądając zdjęcia, sama zapragnęłam mieć taką wirtualną siebie. Od dawna o tym myślałam, ale nigdy nie mogłam się za to zabrać, bo albo nie było czasu, albo widziałam przed sobą porażkę. Dziś, w deszczowy dzień, widząc już cały internet i treści w nim zawarte, postanowiłam wreszcie sama zacząć coś robić. Pokazać kawałek swojego życia, a przede wszystkim swoich zainteresowań. Ale może najpierw się przedstawię. Mam na imię Karolina, od imienia właśnie wzięło się Charlotte, zaczerpnięte z pięknego języka francuskiego. Pochodzę z Sosnowca, mieszkam tu od zawsze i długo tu jeszcze pozostanę. Uczę się w liceum, aktualnie jestem w pierwszej klasie, więc młodzik ze mnie jest. Jestem zwyczajną nastolatką, o niebanalnym charakterze, ale to zapewne zobaczycie z czasem. A czym się interesuję? Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale tym się zajmuję, to sprawia mi radość, towarzyszy na co dzień, a mianowicie moda, makijaż i gotowanie. Moda... Bardzo obszerne pojęcie. Nie jestem z tych dziewczyn, które wydają fortunę na ubrania i czują się fashion. Najlepiej w swoich outfitach czuję się wtedy, kiedy wiem, że kosztowały mnie grosze i trochę wysiłku, a nie wejście do centrum handlowego i rzucenie kartą kredytową taty na ladę. Moją miłością są second handy, 3/4 mojej szafy pochodzi z tego rodzaju sklepów. To naprawdę wspaniałe uczucie skomponować strój, z elementów, których nikt nie ma, a za które zapłaciło się tyle co za kawę w kawiarni. Makijażem bawiłam się już jako dziewczynka, ale nigdy nie miałam do tego kosmetyków, ani nie wierzyłam, że mogę zrobić na oczach coś ciekawego, interesującego. Moja pani fotograf
Sabina przypomniała mi o kosmetykach, wyciągnęła ze mnie pasję. I jestem jej za to bardzo wdzięczna. Mój W. pomógł mi trochę w spełnianiu się, dając mi na walentynki wspaniałą paletkę cieni, kolorową bardziej niż tęcza. Umiejętności kulinarne zaczęłam rozwijać w momencie, kiedy moim obowiązkiem stało się codzienne gotowanie obiadów dla siebie i taty. Do tego wszystkiego pojawił się W., miłośnik kuchni, dobrego smaku, sam również kochający gotować. Naszych romantycznych kolacji nie spędzamy przy świecach, a przy kuchennych palnikach. Wspólne gotowanie, krzątanie się po kuchni, uzupełnianie się w swoich zadaniach, bardzo nas do siebie zbliża, tworzy między nami specjalną więź. Próbujemy, wymyślamy, szukamy nowych przepisów, nigdy nie jakiś bardzo wymyślnych, stawiamy raczej na szybką, ale smaczną i pożywną kuchnię.
Będę Wam na bieżąco pokazywać co się u mnie dzieje, przykleję do siebie aparat i będę dokumentować moje nieprzeciętnie przeciętne życie. A na początek, tak na zapoznanie się, macie moje zdjęcie, zrobione przez wspomnianą już wcześniej Sabinkę.
Do następnego razu kochani!